REGULAMIN 2. Konkursu ilustratorskiego ,,Bajać na ludowo”

15 listopad 2023
Kategoria Aktualności, Konkursy
15 listopada 2023, Komentarze Możliwość komentowania REGULAMIN 2. Konkursu ilustratorskiego ,,Bajać na ludowo” została wyłączona

REGULAMIN
2. Konkursu ilustratorskiego ,,Bajać na ludowo”

1. ORGANIZATOR I PRZEDMIOT KONKURSU
1.1. Organizatorem 2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo” (dalej zwanego:
„Konkursem”) jest Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi z siedzibą
w Warszawie (dalej zwanym: „Organizatorem”).
1.2. Przedmiotem Konkursu jest wykonanie ilustracji do wskazanych bajek ludowych
z publikacji wydanych przez Organizatora: „Cuda nad Rospudą i inne bajki ludowe.
Podlasie i Suwalszczyzna” oraz „Cudowne lekarstwo i inne bajki ludowe.
Podkarpacie” oraz planowanego tomu z utworami z Wielkopolski.
2. CEL KONKURSU
2.1. Celem konkursu jest:
a. popularyzacja tradycyjnych polskich bajek, baśni i przekazów ludowych;
b. zachęcanie dzieci i młodzieży do czerpania inspiracji twórczej z tej części
literatury;
c. zwrócenie uwagi na wartości i morały z nich płynące;
d. wzmocnienie relacji dzieci i młodzieży z ich lokalnym dziedzictwem;
e. popularyzacja działalności wydawniczej NIKiDW ze szczególnym
uwzględnieniem cyklu bajek ludowych z różnych regionów Polski.
3. UCZESTNICY KONKURSU
3.1. Konkurs ma charakter otwarty i jest skierowany do uczniów szkół podstawowych.
3.2. Uczestnikiem Konkursu może być osoba stale zamieszkująca na terytorium Polski.
3.3. Autor pracy konkursowej staje się Uczestnikiem konkursu z chwilą zgłoszenia się lub
zgłoszenia przez opiekunów prawnych poprzez przekazanie pracy konkursowej
Organizatorowi, pod warunkiem spełnienia wymagań określonych w niniejszym
Regulaminie.
3.4. W Konkursie nie mogą brać udziału dzieci będące pod opieką prawną pracowników
Organizatora oraz członków Komisji Konkursowej, a także członków ich najbliższych
rodzin. Osobą najbliższą jest małżonek, wstępny, zstępny, rodzeństwo, powinowaty
w tej samej linii lub stopniu, osoba pozostająca w stosunku przysposobienia oraz jej
małżonek, a także osoba pozostająca we wspólnym pożyciu.
3.5. Regulamin Konkursu dostępny jest na stronie internetowej Organizatora:
https://nikidw.edu.pl/.
4. ZAŁOŻENIA KONKURSU:
4.1. Konkurs będzie ogłoszony na stronie internetowej Organizatora.
4.2. Konkurs odbędzie się w dwóch etapach.
4.3. Konkurs jest organizowany w dwóch kategoriach wiekowych:
a. uczniowie szkół podstawowych z klas 1-4;
b. uczniowie szkół podstawowych z klas 5-8.
4.4. W każdej kategorii wiekowej ustala się odrębny zestaw dzieł literackich do wyboru,
pochodzących z książek wydanych przez Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa
Wsi: „Cuda nad Rospudą i inne bajki ludowe. Podlasie i Suwalszczyzna” oraz
„Cudowne lekarstwo i inne bajki ludowe. Podkarpacie” oraz planowanego tomu
z utworami z Wielkopolski, stanowiący odpowiednio Załączniki nr 6 i 7
do Regulaminu.
4.5. Wyniki konkursu zostaną ogłoszone podczas Gali Finałowej, o terminie której
Organizator poinformuje odrębnie na swojej stronie internetowej.
5. ZASADY PROWADZENIA KONKURSU:
5.1. Warunkiem udziału w I etapie Konkursu jest przesłanie wypełnionego formularza
zgłoszeniowego, stanowiącego Załącznik nr 1 do Regulaminu, w terminie do dnia
30 listopada 2023 roku, na adres mailowy: czestochowa@nikidw.edu.pl. Warunkiem
obowiązkowym jest podpisanie wszystkich zgód w formularzu przez rodzica/opiekuna
prawnego Uczestnika, nadto w przypadku gdy dziecko ukończy 13 rok życia
wymagany jest także podpis dziecka.
5.2. Praca konkursowa powinna być pracą wykonaną samodzielnie przez Uczestnika.
5.3. Do zgłoszenia załącza się pracę w wersji elektronicznej o parametrach: format jpg,
png, tiff, lub pdf w rozdzielczości 300 dpi. W nazwie pliku należy zamieścić nazwisko
i imię Uczestnika (w tej kolejności).
5.4. Za datę doręczenia Formularza zgłoszeniowego oraz pracy konkursowej przyjmuje się
datę ich wpływu do Organizatora na adres wskazany w pkt 5.1. Po terminie
wskazanym w pkt 5.1 prace konkursowe nie będą przyjmowane.
5.5. Celem przeprowadzenia konkursu, Dyrektor Narodowego Instytutu Kultury
i Dziedzictwa Wsi powoła Komisję Konkursową (zwaną dalej „Komisją”). W skład
Komisji wejdą osoby wskazane przez Organizatora, dysponujące profesjonalną
wiedzą z zakresu etnografii, sztuk plastycznych i literaturoznawstwa.
5.6. Udział w konkursie ma charakter bezpłatny i dobrowolny.
5.7. Prace konkursowe nie będą zwracane przez Organizatora.
5.8. Nie będą oceniane:
a. prace grupowe;
b. prace przesłane bez podpisanego przez rodzica/opiekuna prawnego Formularza
zgłoszeniowego lub w przypadku, gdy dziecko ukończy 13 rok życia podpisu
dziecka oraz rodzica/opiekuna prawnego;
c. prace oznaczone w sposób niepozwalający na identyfikację autora;
d. prace przekazane po upływie terminu określonego w pkt 5.1;
e. prace zgłoszone w ramach innego konkursu plastycznego;
f. prace naruszające prawa autorskie osób trzecich;
g. prace zawierające treści wulgarne, agresywne, dyskryminujące.
6. PRZEBIEG KONKURSU I PRZYZNAWANIE NAGRÓD:
6.1. Po zweryfikowaniu prac pod względem spełnienia warunków formalnych udziału
w Konkursie, Komisja wybierze po dziesięć prac w każdej z kategorii, które zostaną
zakwalifikowane do II etapu Konkursu.
6.2. W I etapie Konkursu Komisja dokona oceny prac z uwzględnieniem następujących
kryteriów:
a. interpretacji dzieła literackiego;
b. adekwatności przywołanych elementów kultury lokalnej;
c. ogólnego wrażenia estetycznego.
6.3. Organizator niezwłocznie po wyłonieniu Uczestników II etapu Konkursu skontaktuje
się z autorami prac. Uczestnicy zakwalifikowani do II etapu Konkursu dostarczą
na swój koszt oryginały prac konkursowych do siedziby Organizatora we wskazanym
terminie.
6.4. W II etapie Konkursu Komisja dokona oceny prac z uwzględnieniem następujących
kryteriów:
a. walorów artystycznych;
b. stopnia zaawansowania użytych środków wyrazu i technik;
c. walorów ilustratorskich.
6.5. Komisja na podstawie punktacji przyzna po trzy nagrody rzeczowe w każdej kategorii
oraz po jednym wyróżnieniu.
6.6. Podział nagród finansowych w obu kategoriach wiekowych:
• I miejsce: nagroda rzeczowa o wartości do 2 000,00 zł brutto;
• II miejsce: nagroda rzeczowa o wartości do 1 500,00 zł brutto;
• III miejsce: nagroda rzeczowa o wartości do 1 000,00 zł brutto;
• wyróżnienie w postaci nagrody rzeczowej o wartości do 500,00 zł brutto.
6.7. W przypadku uzyskania równej liczby punktów przez kilku Uczestników Komisja
może zdecydować o przyznaniu nagród lub wyróżnień ex aequo. Komisja może
również odstąpić od przyznania wskazanej nagrody lub wyróżnienia.
6.8. Nagrody wręczone zostaną podczas Gali Finałowej Konkursu w siedzibie
Organizatora w Warszawie przy ul. Krakowskie Przedmieście 66.
6.9. Odbiór nagród będzie poświadczony protokołami odbioru (załącznik
nr 3 do Regulaminu) podpisywanymi przez osoby upoważnione ze strony
Organizatora oraz Laureatów i/lub ich opiekunów prawnych.
6.10.Zwycięzcom nie przysługuje ekwiwalent pieniężny za nagrody rzeczowe.
6.11.Decyzja Komisji Konkursowej w sprawie wyłonienia Laureatów i przyznania nagród
rzeczowych jest ostateczna i Uczestnikom nie przysługuje od niej odwołanie.
7. PRAWA AUTORSKIE
7.1. Uczestnik konkursu oświadcza, że przysługują mu pełne prawa do przekazanej pracy
konkursowej, w szczególności w zakresie autorskich praw majątkowych, oraz że prawa
te nie są ograniczone w żaden sposób, zaś Uczestnik jest uprawniony
do rozporządzania tymi prawami.
7.2. Uczestnik konkursu udziela Organizatorowi nieodpłatnej niewyłącznej,
nieograniczonej terytorialnie i czasowo licencji z prawem udzielenia dalszej licencji
na korzystanie z pracy konkursowej na polach eksploatacji określonych w art.
50 ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych,
co potwierdza podpisem złożonym na formularzu zgłoszeniowym osobiście i/lub przez
opiekuna prawnego.
7.3. Uczestnik wyraża zgodę na wykonywanie praw zależnych do przekazanej pracy
konkursowej przez Organizatora, co potwierdza podpisem złożonym na formularzu
zgłoszeniowym osobiście i/lub przez opiekuna prawnego.
8. INFORMACJA ADMINISTRATORA
Wypełniając obowiązek prawny uregulowany zapisami art. 13 ust. 1 i 2 Rozporządzenia Parlamentu
Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych
w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych
oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) Dz. Urz. UE. L.
2016.119.1 z dnia 4 maja 2016r. z zm., dalej RODO, Organizator informuje, iż:
8.1. Administratorem Pana/Pani danych osobowych jest Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa
Wsi w Warszawie, ul. Krakowskie Przedmieście 66, 00-322 Warszawa, reprezentowany przez
dyrektora. Kontakt do Administratora: tel. 22 380 98 00; e-mail: sekretariat@nikidw.edu.pl
8.2. Inspektor Ochrony Danych Osobowych – Jarosław Feliński, tel. 508608136
8.3. Podane w Karcie zgłoszenia dane osobowe oraz wizerunek przetwarzane będą zgodnie z art. 6
ust. 1 lit. a) RODO (zgoda osoby, której dane dotyczą).
8.4. Dane osobowe przetwarzane będą w celu przeprowadzenia konkursu zgodnie z regulaminem
konkursu.
8.5. Dane osobowe będą przetwarzane w formie papierowej i elektronicznej.
8.6. Dane osobowe przechowywane będą przez okres niezbędny do realizacji konkursu, zgodnie
z przepisami prawa o archiwizacji (lub do czasu odwołania zgody) oraz warunkami określonymi
w mediach społecznościowych (YouTube, Facebook, Twitter, Instagram).
8.7. Dane osobowe mogą być udostępniane odbiorcom danych w rozumieniu art. 4 pkt 9 RODO
wyłącznie w granicach i przepisach prawa np. z którymi administrator podpisał umowy
przetwarzania danych w imieniu administratora. Wizerunek może być udostępniony
(rozpowszechniany) mediom lokalnym i ogólnopolskim w celu propagowania i relacjonowania
przebiegu konkursu.
8.8. Przysługuje Panu (i) prawo do cofnięcia zgody na przetwarzanie danych w dowolnym
momencie. Cofnięcie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania,
którego dokonano na podstawie zgody przed jej cofnięciem.
8.9. Cofnięcie zgody będzie miało konsekwencje braku możliwości wzięcia udziału w konkursie lub
jego rozstrzygnięciu.
8.10. Cofnięcie zgody może mieć następującą formę: „Cofam zgodę na przetwarzanie danych
osobowych przez …, udzieloną w dniu… w celu …” Podpis osoby, której dane dotyczą.
8.11. Przysługuje Panu (i) prawo do żądania dostępu do danych osobowych dotyczących Pana (i)
osoby, ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania.
8.12. Każda osoba, której dane dotyczą ma prawo wnieść skargę do organu nadzorczego – Prezesa
Urzędu Ochrony Danych Osobowych w trybie art. 77 RODO (…każda osoba, której dane
dotyczą, ma prawo wnieść skargę do organu nadzorczego, (…) jeżeli sądzi, że przetwarzanie
danych osobowych jej dotyczące narusza niniejsze rozporządzenie) – Urząd Ochrony Danych
Osobowych, ul. Stawki 2, 00-193 Warszawa, tel. 22 531-03-00, www.uodo.gov.pl.
8.13. Jednocześnie Administrator informuje, że w czasie organizowanych uroczystości, wystaw,
koncertów i innych publicznie otwartych wydarzeń (wobec widzów, gości, słuchaczy)
mają zastosowanie przepisy art. 81 ust. 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994r. o prawie autorskim
i prawach pokrewnych („2. Zezwolenia nie wymaga rozpowszechnianie wizerunku:1) osoby
powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji
publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych; 2) osoby stanowiącej
jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza).
Wydarzenia publicznie otwarte mogą być rejestrowane i rozpowszechniane na stronie
internetowej oraz w mediach społecznościowych organizatora.
Osoby uczestniczące w wydarzeniu akceptują powyższe warunki.
Uwaga:
Wykonywanie, publikowanie i udostępnianie zdjęć, nagrań wykonanych indywidualnie przez
uczestników wydarzenia, uroczystości otwartych odbywa się wyłącznie na ich własną
odpowiedzialność i świadomość konsekwencji wynikających z nieuprawnionego
rozpowszechniania wizerunku innych osób bez ich zgody i zezwolenia.
9. POSTANOWIENIA KOŃCOWE:
9.1. Organizator zastrzega sobie prawo do unieważnienia Konkursu w dowolnym
momencie, w szczególności w sytuacji, gdy nie wpłynie żadne praca konkursowa lub
Komisja Konkursowa nie rozstrzygnie o wynikach konkursu.
9.2. Unieważnienie, o którym mowa wyżej nie wymaga podania przyczyny.
9.3. Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany postanowień niniejszego Regulaminu.
9.4. We wszelkich sprawach spornych decyduje Komisja Konkursowa.
9.5. W sprawach nieuregulowanych w niniejszym Regulaminie zastosowanie mają
odpowiednie przepisy obowiązującego prawa.
9.6. Wszelkie informacje o konkursie uzyskać można pod nr tel.: 511 134 364 lub
za pośrednictwem wiadomości e-mail: czestochowa@nikidw.edu.pl.
9.7. Załączniki:
a. Załącznik nr 1 – Formularz Zgłoszeniowy,
b. Załącznik nr 2 – Karta oceny formalnej,
c. Załącznik nr 3 – Karta oceny I etapu,
d. Załącznik nr 4 – Karta oceny II etapu,
e. Załącznik nr 5 – Protokół odbioru nagrody,
f. Załącznik nr 6 – Zestaw dzieł literackich do wyboru (kategoria I),
g. Załącznik nr 7 – Zestaw dzieł literackich do wyboru (kategoria II).
Załącznik nr 1 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
Formularz zgłoszeniowy do 2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
Imię i nazwisko autora pracy:
Data i miejsce urodzenia:
Adres zamieszkania:
Telefon kontaktowy:
Adres e-mail:
Imię i nazwisko opiekuna prawnego:
Szkoła / ośrodek kultury:
Nazwisko nauczyciela / instruktora (jeżeli praca powstała w ramach zajęć zorganizowanych):
Kategoria wiekowa:
Wybrany utwór literacki:
Tytuł pracy:
Region / grupa etnograficzna (do których nawiązuje praca):
Opis pracy:
Technika wykonania pracy:
.…………………………………………………………………
(data i podpis Uczestnika i/lub opiekuna prawnego)
Na podstawie art. 6 ust. 1 lit. a) RODO1
(zgoda osoby, której dane dotyczą) wyrażam zgodę̨
na uczestnictwo mojego dziecka w Konkursie oraz oświadczam, że zapoznałem/łam się̨
z Regulaminem Konkursu i wyrażam zgodę̨ na przetwarzanie i przechowywanie danych
osobowych dziecka przez Organizatora w celach związanych z Konkursem. Jednocześnie
na podstawie art. 81 ust. 1 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach
pokrewnych (Dz. U. 2022 r. poz. 2509) zezwalam na nieodpłatne wykorzystywanie wizerunku
mojego dziecka oraz pracy przez Organizatora Konkursu w celach informacyjnych
i promocyjnych.
…………………………………, dnia ………………………
………………………………………………………..
(podpis Uczestnika i/lub opiekuna prawnego)
Po zapoznaniu się z treścią Regulaminu oświadczam, iż:
– akceptuję postanowienia Regulaminu,
– jestem autorem zgłaszanej pracy,
– zgłaszana praca nie była przedmiotem oceny w innym konkursie,
– dane podane w formularzu są prawdziwe,
– w przypadku zakwalifikowania pracy do II etapu konkursu wyrażam zgodę na udział pracy
w wystawie pokonkursowej.
…………………………………, dnia ………………………
………………………………………………………..
(podpis Uczestnika i/lub opiekuna prawnego)
Niniejszym potwierdzam udzielenie Organizatorowi nieodpłatnej, niewyłącznej,
nieograniczonej terytorialnie oraz czasowo licencji z prawem udzielenia dalszej licencji na
korzystanie z pracy konkursowej pt. …………………………………………………………
na polach eksploatacji określonych w art. 50 ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o prawie
autorskim i prawach pokrewnych.
Nadto wyrażam zgodę na wykonywanie praw zależnych przez Organizatora do wskazanej
wyżej pracy konkursowej, zgłoszonej do 2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”.
…………………………………, dnia ………………………
………………………………………………………..
(podpis Uczestnika i/lub opiekuna prawnego)

1 Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony
osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich
danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych Dz. Urz. UE. L.
2016.119.1 z dnia 4 maja 2016r.), dalej RODO.
Załącznik nr 2 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
KARTA OCENY FORMALNEJ ZGŁOSZENIA KONKURSOWEGO
2. Konkurs ilustratorski „Bajać na ludowo”
Nr zgłoszenia:
Nazwa zgłaszanej pracy:
KRYTERIUM OCENY TAK NIE
1) Czy zgłoszenie zostało nadesłane przez
adresata Konkursu?
2) Czy zgłoszenie zostało nadesłane w
terminie?
3) Czy zgłoszenie nadesłano na formularzu
konkursowym?
4) Czy praca powstała na podstawie jednego
z tekstów wskazanych w Regulaminie?
5) Czy zgłoszenie jest zgodne z celami
Konkursu i wymogami regulaminowymi?
6) Czy zgłoszenie jest wypełnione kompletnie
i czytelnie?
7) Czy do zgłoszenia załączono pracę w wersji
elektronicznej?
8) Czy na formularzu zgłoszeniowym zostały
podpisane wszystkie oświadczenia i zgody
Załącznik nr 3 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
KARTA OCENY – ETAP I
Członek Komisji Konkursowej:
………………………………………………………………………………………….
Kategoria wiekował: klasy 1-4 szkół podstawowych/klasy 5-8 szkół podstawowych*
Kryteria
oceny
Numer pracy
Interpretacja dzieła
literackiego
(punktacja: 1-5)
Adekwatność
przywołanych elementów
kultury lokalnej
(punktacja: 1-5)
Ogólne wrażenie
estetyczne
(punktacja: 1-5)
Łączna
liczba
punktów
………………………………………………………
…………..
Podpis członka Komisji Konkursowej
* Niewłaściwe skreślić.
Załącznik nr 4 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
KARTA OCENY – ETAP II
Członek Komisji Konkursowej:
………………………………………………………………………………………….
Kategoria wiekowa: klasy 1-4 szkół podstawowych/klasy 5-8 szkół podstawowych*
Kryteria
oceny
Numer pracy
Walory artystyczne
(punktacja: 1-5)
Stopień zaawansowania
użytych środków
wyrazu i technik
(punktacja: 1-5)
Walory ilustratorskie
(punktacja: 1-5)
Łączna liczba
punktów
………………………………………………………
Podpis członka Komisji Konkursowej
* Niewłaściwe skreślić.
Załącznik nr 5 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
PROTOKÓŁ ODBIORU NAGRODY
podpisany w Warszawie, w dniu … grudnia 2023 roku, pomiędzy:
…………………………………………………………..,
zwanym dalej: Uczestnikiem
a
Narodowym Instytutem Kultury i Dziedzictwa Wsi, z siedzibą w Warszawie (00-322),
przy ul. Krakowskie Przedmieście 66, wpisanym do Rejestru Instytucji Kultury,
dla których organizatorem jest Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, pod numerem 3,
NIP: 5252804887, REGON: 384655657,
reprezentowanym przez: Łukasza Giżyńskiego – pracownika Instytutu,
zwanym dalej: Organizatorem
Potwierdzam przyjęcie nagrody rzeczowej za zajęcie … miejsca w 2. Konkursie ilustratorskim
„Bajać na ludowo”, zorganizowanym przez Narodowy Instytut Kultury i Dziedzictwa Wsi,
w kategorii klasy 5-8 szkół podstawowych / szkoły średnie, w postaci:
…………………………………………………………………………………………………
……………………………………….…………………………………………………………
………………………………………………………………………………………………….
_____________________
Organizator
_____________________________
Uczestnik i/lub opiekun prawny
* Niewłaściwe skreślić.
Załącznik nr 6 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
Dzieła literackie w kategorii pierwszej – klasy 1-4 szkół podstawowych:

I
Justyna Bednarek
„Cuda nad Rospudą i inne bajki ludowe.
Podlasie i Suwalszczyzna” (tom II bajek ludowych)
Cuda nad Rospudą
Opowiedzieli mnie Dorota Halicka, Marcin Halicki (Dowspuda)
Wiele czasu minęło, odkąd Jaćwingowie zamieszkiwali ziemie między środkowym Niemnem,
Narwią, a Wielkimi Jeziorami Mazurskimi. Były to tereny zalesione, pokryte licznymi
bagnami, trudne do zdobycia. Znani też byli Jaćwingowie ze swojej waleczności. Odnosili
liczne sukcesy w boju – bo na obce terytoria wypuszczali się tylko na moment, zaskakując
nieprzyjaciela. Zabierali, co chcieli i wracali do lasu, między swoje mokradła, pod ochronę
swoich bogów. A raczej boginii, bo Jaćwingami opiekowały się przede wszystkim żeńskie
bóstwa. Boginie miały w swojej mocy ciała niebieskie, żywioły. Ich świątyniami były gaje,
dąbrowy, źródła czy wielkie kamienie. Pogańską religię postanowili wyplenić Krzyżacy, z
którymi Jaćwingowie walczyli w XIII wieku. Zakon okazał się silniejszy, a pogańskie drużyny
zostały przymuszone do przyjęcia chrztu. Miało się to odbyć nad brzegiem Rospudy, w
pobliżu ujścia rzeczki Jałówki, która odprowadza wody z jeziora Jałowo. Dziś miejsce to
zwane jest świętym i jako Święte Miejsce możecie je znaleźć na mapie. Postawiono tam
wysoki krzyż, aby jego moc panowała od tej pory nad terenami Jaćwierzy. Ale Jaćwingowie,
a w szczególności bojowa drużyna niejakiego Skomęta, zwanego też Skomandem, nie chciała
przyjąć nowej wiary. W nocy, przed ceremonią chrztu, wojowie ścięli krzyż i spuścili go na
wody Rospudy. Odpłynął, a oni położyli się spać, jak gdyby nigdy nic. Jakież było ich
zdziwienie, gdy rano okazało się, że spławiony przez nich krzyż powrócił, wbrew nurtowi
rzeki. Uznali Jaćwingowie moc płynącą z drzewa i przyjęli religię chrześcijańską. Miejsce zaś
od tego czasu uznano za cudowne. Nie było to też jedyne nadzwyczajne wydarzenie, do
którego doszło nad brzegiem Rospudy. Paręset lat później, gdy na okoliczne wsie napadli
Tatarzy, zabijając i paląc, co popadnie, grupka przerażonych mieszkańców schroniła się w
lesie przy rzece, wzywając boskiej pomocy. Wtedy nagle nadzwyczajną jasność ujrzeli, jakby
jasna mgiełka szła od wody. Była to sama Najświętsza Panienka, która przybyła na ratunek
swoim dzieciom i otuliła ich płaszczem z mgły utkanym. Dzięki temu stali się niewidzialni dla
wroga.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że cuda działy się nad brzegiem Rospudy tylko przed
wiekami. Nie tak dawno zdarzyło się bowiem, że pewna starsza babinka, pobożna, pracowita
i życzliwa ludziom, pasła sobie krowę nad wodą. Razu pewnego zobaczyła nagle jakieś
dziwne zjawisko, nagłą jasność wychodzącą z wody ku pobliskiej polanie i rozlewającą się na
całą okolicę. Przestraszona, pobiegła czym prędzej do domu, do rodziny, a potem do kościoła
w Janówce i opowiedziała wszystko proboszczowi. Ksiądz proboszcz przybył na miejsce,
zaczęto rozglądać się, badać i nagle ktoś wypatrzył maleńką, niepozorną figurkę świętego
Jana. Czy przypłynęła z nurtem rzeki, czy jakaś święta ręka ją w tym miejscu położyła – nie
wiadomo. Grunt, że uznano to za kolejny cud, a wodę w rzece, na tym odcinku – za cudowną.
Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że ktoś obmył się nią i jego dolegliwości raptownie ustąpiły.
Od tego czasu w Świętym Miejscu w czerwcu, na świętego Jana, urządzane są uroczystości
odpustowe. Wierni przynoszą tu swoje krzyże, święte obrazy
i zostawiają na pamiątkę.
Czy to wszystko prawda? Kto to wie! Jeśli jednak kult miejsca przetrwał w świadomości ludzi
przez setki lat, to coś w tym musi być. Każdy musi jednak rozsądzić sam. Trzeba tylko przyjść
nad brzeg Rospudy i wsłuchać się w jej głos.

II
Joanna Papuzińska
„Cudowne lekarstwo i inne bajki ludowe. Podkarpacie” (tom I bajek ludowych)
„Jak na Świętego Jana figura doradzała Marysi”
Opowiedziała mnie Zofia Wydro
Noc Świętego Jana to noc w całym roku najkrótsza, ale też najniezwyklejsza. Jedni zwą ją
Sobótką, inni Nocą Świętojańską, inni Kupałnocką, albo i kto wie jak jeszcze… To noc
śpiewów, tańców, ognisk i czarów.
Spotykają się tu i mieszają różne dziwy i cuda, jak w magicz­ nym rondlu. Święci z kościoła w
zgodzie i życzliwości witają się tej nocy ze starymi, pogańskimi jeszcze bóstwami, co z
dawnych czasów pozostały. Zakwita kwiat paproci, choć każdy pan od przyrody zapewnia, że
taki kwiat nie istnieje; wianki płyną
z nurtem rzek, płoną ogniska i przeskakują przez nie odważni chłopcy, żeby ich podziwiały
dziewczyny.
Ale jak to w rondlu — jednemu wpadnie smakowity kąsek, a kto inny ziarno pieprzu rozgryźć
musi.
Tak to już bywa i nieraz jakaś niespodzianka się trafi.
Była więc jedna Marysia, dobra i pracowita, tyle że szczęścia nie miała. Niezbyt urodziwa,
miała chłopca grzecznego, Antka, to jej go odbiła inna panna i jeszcze ją przed koleżankami
obgadywała, wyśmiewała, a taka była wymowna ta Aniela, że jej dziewczyny zawsze wierzyły
i od Marysi się odsunęły.
Poszła tego wieczoru Marysia na kupałnockę, bo miała nadzieję, że się może jakoś jej los
odwróci, że jej swoją jasną stronę po­ każe. Patrzy, a tu inne dziewczyny — z Anielą na czele
— siedzą na łące, wianki sobie plotą, śpiewają do każdego kwiatka:
Rumianku, rumianku, kwitnij w moim wianku;
stokrotko, stokrotko, zapachnij w nim słodko;
różyczko, różyczko, ozdób moje liczko;
wplećcie się, powoje, w warkoczyki moje…
Ale ani się do Marysi nie odezwą, udają, że jej nie ma wcale. A Aniela mówi:
— No i gdzie te starowinki, co nam miały cudowny ogień rozpalić? Coś ich nie widać,
pewnie wcale nie przyjdą!
Bo wiedzieć wam trzeba, że aby ognisko świętojańskie miało moc prawdziwą, to trzeba je
rozpalać nie zwyczajnym sposobem, zapałką czy zapalniczką, czy jakąś podpałką chemiczną,
tylko tak jak dawnymi czasy, hubką i krzesiwem — inaczej czary się nie spełnią.
— Nie bój się, Anielko — mówi jedna z jej przyjaciółek. — Zaprosiłyśmy je, to na pewno
przyjdą! Naszykowałam dla nich koszyczek z zapłatą: jajka, kiełbasy kawał i butelczynę
nalewki słodkiej. O, już nadchodzą!
No i rzeczywiście, zza drzew wychodzą trzy babcie siwe: jedna kijaszkiem się podpiera i
ledwie idzie, druga trzecią prowadzi, bo ta pewnie niewiele co widzi.
Ale przyszły. Z krzesiwem i z hubką, jak trzeba. Iskry jasne krzeszą, zioła
w palenisko wrzucają i swoje zaklęcia nucą:
Ogieniaszku, płoń, płoń, płoń!
Złota iskro, chmury goń,
płoń dziurawcu, chmielu, różo,
młodym daj miłości dużo,
miłość, szczęście i zamęście,
ogieniaszku, rozpalże się!
Rozpalił się jasny płomień, wysoko strzelił pod niebo. Przyszli i chłopcy, każdy obok swojej
dziewczyny siada, patrzą w płomienie. Babulki swój koszyk z zapłatą zabrały i poszły sobie
pomału i ostrożnie, żeby się jajka nie potłukły.
— Hej! — wołają chłopcy. — Północ już blisko, trzeba przecie iść szukać kwiatu paproci! Tak
się rozeszli parami, tylko Marysia nasza sama została przy dogasającym ognisku. Smutno jej,
ale też i straszno. W krzakach coś tam szeleści, sowa pohukuje — nie wiadomo — może woła
na Marysię, a może się z niej wyśmiewa? Wsłuchuje się Marysia w głos ptaka i wyraźnie
słyszy:
— Póójdź… Chooodź…
Wstaje więc i idzie tam, gdzie woła ją głos sowi, w stronę rzeki. Niewiele uszła, zobaczyła
pomnik świętego Jana Nepomucena, co od zawsze nad Wisłą stał, żeby wieś przed
powodziami chronić. Uklękła przed pomnikiem, ramionami go objęła i zapłakała:
— Święty Janie, dobry panie, zlituj ty się nade mną, dopomóż mi! Taka brzydka jestem, taka
paskudna! Nikomu się spodobać nie mogę, nikt mnie znać nie chce, ani polubić! Miałam
chłopaka, to mi go druga odbiła, nie ma życia dla mnie!
I słyszy takie słowa od figury:
— Nie rozpaczaj, Marysiu, łzami się nie zalewaj! Idź do rzeki, w świętej wodzie wiślanej się
obmyj, ona ci pomoże!
Struchlała Marysia, że święty kamień gada do niej, ale znowu głos słyszy, tylko już jakby
zniecierpliwiony:
— Nie mazgaj się więcej, tylko zrób, jak ci mówię! Idź do Wisły!
Wstała Marysia z kolan, przestraszona, myśli sobie — posłuchać trzeba, bo się
jeszcze Święty rozgniewa! Zeszła do wody, zaczerpnęła jej dłońmi, obmyła się. Patrzy teraz
na swoje odbicie w wodzie: naprawdę jakby wyładniała!
Trochę rozweselona, poszła z powrotem do ogniska, a tam już inne dziewczęta siedzą i
śpiewają:
Kupało, Kupało, w złotym wieńcu chodzisz…
Kupało, Kupało, urodzajem rządzisz, dobre plony daj, Kupało, żeby nam nie brakowało ani
nikomu!
Przyłączyła się do nich, chodzi między dziewczętami, śpiewa z nimi razem.
— A co to za ładna jakaś dziewczyna tu przyszła? — pyta Aniela.
— Czyżby to Maryna?
— E, skądże, to nie ona, niepodobna nawet! — mówi inna dziewczyna. — Coś ty za jedna?
— Ja Marysia jestem!
Usłyszały dziewczyny, że to Marysi głos, ale dalej się dziwują:
— Gadaj, co cię tak odmieniło?
— A święty Jan Nepomucen, z tego pomnika, co przy wodzie stoi, odezwał się do mnie i kazał
mi się obmyć w Wiśle, to wyładnieję! No i taki cud się stał, że mi pomogło!
— No, to i my musimy spróbować! — wołają dziewczęta.
Tylko jedna Aniela krzyczy:
— Nie wierzcie jej, to oszukanica! Ona nawet wcale Marysią nie jest, tylko udaje ją! Ale
pokusa była za duża, więc dziewczyny wszystkie poleciały do Wisły
i dalejże się obmywać. Aniela jedna została, rozgniewana, że jej nie posłuchały, ale w końcu
tak sobie myśli:
— A kto ją wie, może prawdę gadała? Może głupio robię, że nie idę do wody?
Ukradkiem, żeby inne nie zobaczyły, że się dała namówić, zeszła z boczku gdzieś na brzeg i
też wody zaczerpnęła. Ale, że nie doszła do bystrego nurtu, tylko
z jakiejś zastoiny wody nabrała, nabrała też i żabiego skrzeku, żabich jaj, co tam
w wodzie tkwiły — i cała się wysmarowała. A od tego zaraz okropne krosty się jej na twarz
rzuciły i na ręce. Spojrzała w wodę i aż krzyknęła:
— O, Matko Święta, co za szkarada jakaś!
Zerwała z siebie fartuch biały, odświętny, owinęła nim całą głowę, tylko oczy zostawiła.
— O, już ja za nic do ludzi nie pójdę, nikomu się nie pokażę! — postanowiła
i cichcem, na wpół po omacku, do domu poszła.
A przy ognisku trwa zabawa i śpiewy, chłopcy nowych drew dorzucili do ognia, skaczą przez
płomienie. Jeszcze i grajek z harmonią się znalazł, do tańca przygrywa. A noc już blednie,
niebo na wschodniej stronie pojaśniało.
— Hejże, a gdzie to Aniela przepadła? — pyta się któraś panna.
— Nie widać jej tutaj.
— Oj, pewnie się obraziła, że myśmy wyładniały, a ona nie!
Jak się przeprosi, to i przyjdzie! — mówi jakaś inna.
A tymczasem przy ognisku Antek nieśmiało do Marysi podchodzi i do tańca ją prosi. I czy to
noc świętojańska taką siłę miała, czy co innego pomogło, dość, że pogodzili się i znowu parą
zostali. Chociaż więc buzia dumnej Anieli po paru dniach się zagoiła i krosty zniknęły, na nic
jej to się nie zdało. Niedługo Marysia
z Antkiem dali na zapowiedzi i wesele trwało trzy dni. A potem żyli długo, szczęśliwie i dzieci
mieli wesołe. A pierworodny — Jan dostał na imię.
Co prawda, po wsi taka gadka krążyła, że to nie Święty Jan z pomnika do Marysi przemówił,
tylko jeden sąsiad, chłop stary, za figurą się schował i to on tak gadał do niej, bo chciał jej
pomóc, żeby wiary w siebie nabrała. Ale wiecie, jak to stare chłopy — zawsze znajdzie się
taki, co wszystko wykpi i niby w nic nie wierzy. Zresztą, czy to takie ważne?
Bo przecie nawet i tacy się znajdą, co powiedzą, że tej sobótkowej nocy czarownice
na miotłach na Łysą Górę latają! Ale wiecie, miotłę to każdy widział, tylko że czarownicy —
nikt. A Święty Jan stał i stoi wszędzie i zawsze go zobaczyć można.
Już tłumaczymy!
Huba i krzesiwo – narzędzia do rozniecania ognia (wywoływania iskry). Zastąpione przez
zapałki oraz zapalniczki. Obecnie używane przez wojsko i harcerzy.
Kwiat paproci – mityczny kwiat, który według legend zakwitał tylko w noc przesilenia
letniego (Noc Świętojańska). Osoba, która go znalazła miała zyskać bogactwo i powodzenie.
Noc Świętojańska/Noc Kupały/Noc św. Jana – noc letniego przesilenia (najkrótsza noc w
roku), w wierzeniach ludowych obchodzona z 23 na 24 czerwca. Uznawana za ważne święto
w wielu kulturach świata. Wiązały się z nią liczne zwyczaje i obrzędy.
Św. Jan Nepomucen – patron chroniący przed niszczycielską siłą wody. Jego figury stawiano
przy mostach, brodach i na rozlewiskach.
Łysa Góra – mityczne miejsce spotkań czarownic.

III
Bajki ludowe dla dzieci
Tom III: Wielkopolska
Autorka: Marta Guśniowska
O Dudziarzu Szumigale i diabelskich skrzypcach
Opowiedziała mnie Irena Tatarek, Chojno
Żył kiedyś w Chojnie dudziarz Szumigała. A był to najlepszy dudziarz w okolicy – jak grał na
weselu, to wszyscy tańczyli, nie było takiego, co by usiedział spokojnie. Radosny był to
młodzian i zawsze uśmiechnięty, więc wszyscy w okolicy Go bardzo lubili. Z wyjątkiem Diabła…
Bo tak się akurat złożyło, że pewien Diabeł miał swoją kwaterę akurat pod Karczmą, w której
Szumigała grywał. I strasznie Mu to przeszkadzało: bo nie dość, że głośno, to i radośnie.
Postanowił więc coś na to poradzić…
Któregoś dnia szedł sobie Szmugiła do karczmy, jak zwykle na weselu zagrać, gdy nagle
zobaczył piękny powóz. Od razu poznał, że to powóz tutejszego Pana, Pana Chojnickiego.
Zdziwił się tylko, że Pan taką wąską drogą jedzie, bo zwykle jeździł gościńcem. Nie wiedział, że
to sprawka Diabła, który przewrócił drzewo na gościńcu, , przez co powóz musiał jechać
dookoła.
Ukłonił się Szmiguła pięknie Panu Chojnickiemu, a kiedy podniósł głowę ujrzał najpiękniejszą
istotę na ziemi. Była to Marianna, bratanica Pana Chojnickiego, który zaopiekował się nią po
śmierci Jej rodziców. I tak się Szumigała na nią zapatrzył, że o mały włos, a by się na wesele
spóźnił!
Na weselu grał jakoś rzewniej, i wzdychał co chwilę, aż się wszyscy dziwili, co się naszemu
Szumigale stało. A Szumigała po prostu się zakochał. Codziennie przechodzał się koło Domu
Pana Chojnickiego, w nadziei, że zobaczy przepiękną Mariannę. I wreszcie, któregoś dnia, tak
się stało.
Marianna wyszła właśnie do ogrodu: czy to przypadkiem, czy zobaczyła Szumigułę przez okno?
Dziś już się nie dowiemy. Dość, że się młodzi zapoznali i zakochali.
Odtąd spotykali się codziennie: w tajemnicy. Szumigała niby to niechcący koło Dworu
przechodził, a Marianna niby to niechcący do ogrodu wychodziła.
I znów Szmiguła grał na dudach wesoło, bo jak się człowiek z wzajemnością zakocha, to taki
szczęśliwy się robi, że chciałby wyściskać cały świat!
Nie spodobało się to Diabłu, któremu znowu piach na głowę leciał od tych radosnych tańców
i podskoków w karczmie. Postanowił i teraz coś na to poradzić: podszepnął Panu
Chojnickiemu, że się Szumiguła zakochał w Mariannie i będzie się pewnie niebawem
oświadczał, a przecież to nie wypada, żeby tak zacna panienka zwykłego grajka za męża pojęła.
Zezłościł się Pan Chojnicki bardzo i zabronił im się spotykać.
Nieszczęsny Szumigała znów smętnie na weselach grał. Marianna zaś oczy wypłakała, a jak już
nie miała czym płakać, to wzięła się w garść i poszła do Stryja, gdzie oznajmiła, że jeśli nie
pozwoli Jej się widywać z Szumigałą, to nic już do ust nie weźmie i umrze z głodu, na skutek
czego dołączy niechybnie do swych zmarłych rodziców. Pan Chojnicki przejął się Jej słowami,
bo przecież nie tak się z Jej Ojcem umawiał: miał się Marianną opiekować, a nie wpędzić Ją
przedwcześnie do grodu.
-Dobrze. – powiedział w końcu – Możecie się widywać. Ale o żadnym małżeństwie nie może
być mowy, dopóki Szumigała nie zbije majątku!
Myślał Szumigała i myślał, na czym tu by majątek zbić: ale na niczym, prócz grania na dudach,
się nie znał.
-To w takim razie będę więcej grał na weselach! – wymyślił, ale nie bardzo się ten jego pomysł
sprawdził, bo wesela były tylko w sobotę i niedzielę – Dwa wesela w tygodniu, to osiem, razy
dwanaście miesięcy… – liczył Szumigała – Nie. Tak się majątku zbić nie da.
-Chyba że… – usłyszał nagle, a odwróciwszy się ujrzał samego Diabła – grałbyś na kilku weselach
na raz. W końcu w innych Karczmach też się ludzie bawią.
-Musiałbym wtedy być w kilku miejscach na raz, a to niemożliwe. – odparł Szumigała, a Diabeł
przysunął się do Niego i wyszeptał:
-Dla Diabła nie ma rzeczy niemożliwych… Tak się akurat składa, że mam w swoim posiadaniu
zaczarowane skrzypce, które pozwolą Ci grać w tylu miejscach, ile mają strun. A strun mają
dziesięć! Bo są zaczarowane. Mógłbyś więc zarobić dziesięć razy tyle…
Szumigała zastanowił się.
-Ale Duszy Ci za to nie oddam? – zaznaczył od razu, bo słyszał już opowieści o podstępnych
Diabłach.
-A na co mi Twoja Dusza? – prychnął Diabeł – Mam takich na pęczki! – i zniknął pozostawiając
Szumigale skrzypce.
Wziął Szumigała czarodziejskie skrzypce i poczuł, jakby dla niego były zrobione: tak dobrze w
rękach leżały, a jak grały?!
Odtąd nasz Szumigała grał na dziesięciu weselach na raz. A grał jak szalony! Skocznie, pięknie,
melodyjnie! A skrzypce? Jakby do rąk przyklejone, grały jak Szumigała rozkazał
Mijały miesiące, a Szumigała stawał się coraz bogatszy.
-Niedługo się z moją Marianną ożenię! – zacierał ręce, ale i Diabeł zacierał swoje łapy.
Stało się bowiem tak, że zgadali się raz dwaj kuzyni, jak to się świetnie na weselach bawili: tyle
że na każdym Szumigała grał. W tym samym czasie. Pokłócili się strasznie, bo jeden drugiego
o kłamstwo oskarżył: poszli więc do Pana Chojnickiego, żeby sprawę rozsądził.
-To niemożliwe. – powiedział Pan Chojnicki, ale wszelki wypadek postanowił sprawdzić.
Pojechał do najbliższej Karczmy. Wchodzi i widz: jest Szumigała. I gra jak szalony. Pojechał więc
do następnej Karczmy. Wchodzi i co widzi? Szumigała!
-To niemożliwe… – pokręcił głową Pan i już do kolejnej Karczmy jedzie. Patrzy? A tam
Szumigała! I w kolejnej i w kolejnej i w kolejnej: w dziesięciu Karczmach na raz! Wszędzie
Szumigała.
Wrócił do pierwszej:
-Co to za diabelskie sztuczki?! – zakrzyknął od progu – Odłóż te skrzypce i się wytłumacz!
Ale Szumigała skrzypiec nie odkłada, tylko gra jak szalony.
Rozzłościł się Pan Chojnicki i chwycił za skrzypce, żeby je Szumigale z rąk wyrwać.
A skrzypce jakby przyklejone! Zaczęli wszyscy w całej Karczmie ciągnąć, jeden za drugiego i nic!
Skrzypce ani drgną. Przeraził się Szumigała, że już na zawsze z tymi skrzypcami w rękach
zostanie.
-To jakieś czary diabelskie! – zakrzyknął Karczmarz, na co natychmiast pojawił się Diabeł.
-Zabierz ode mnie te skrzypce! –zakrzyknął Szumigała, a Diabeł uśmiechnął się chytrze pod
nosem i powiedział:
-Zabiorę…jeśli obiecasz mi swoją duszę…
-Nigdy! – zawołał Szumigała.
-Więc będziesz na nich grał już do końca swoich dni. – odparł Diabeł.
-I cóż mi teraz począć? – jęknął nieszczęśnie Szumigała – Jak duszy Diabłu nie obiecam, to już
do końca życia będę z tymi skrzypeczkami siedział, a jak obiecam, to sobie przynajmniej jeszcze
trochę pożyję i może ostatni raz swą kochaną Mariannę przytulę. Niech będzie… – zaczął
Szumigała, ale nie skończył, bo oto do Karczmy wbiegła Marianna, której służący donieśli, co
się święci.
Marianna w te pędy podbiegła do Szumigały i położyła ręce na skrzupach. Tej chwili stało się
coś niezwykłego: skrzypce nie tylko przestały grać, ale cichutko zasyczały i rozpłynęły się
w powietrzu, pozostawiając po sobie kłębek czarnego dymu. To samo stało się z Diabłem.
Miłość Marianny do Szumigały była bowiem tak czysta, że zwyciężyłaby każde zło.
Widząc to Pan Chojnicki pozwolił młodym na małżeństwo: pod warunkiem, że Szumigała już
nigdy nie wda się w konszachty z Diabłem.
Wesele było huczne i wspaniałe! Goście bawili się i tańcowali do samego rana. Tańcował też
sam Szumigała, chociaż kusiło go, żeby dołączyć do kapeli i na swych dudach zagrać. Ale
silniejsza od pokusy była Miłość do Marianny, której już nigdy swych objęć nie wypuścił.

IV
Justyna Bednarek
„Cuda nad Rospudą i inne bajki ludowe.
Podlasie i Suwalszczyzna” (tom II bajek ludowych)
Zmyślna dziewczyna i zalotnicy
Opowiedziała mnie Weronika Wolańska (Puńsk)
W pewnej wsi mieszkała bardzo mądra dziewczyna. Od małego taka była. Pomagała ojcu
handlować na targu, a talent do tego miała wielki. Była też bardzo gospodarna, czego nie
dotknęła – pięknie rosło. Sama wyhodowała ogromne pomarańczowe dynie z nasion, które
ojciec przywiózł do domu z podróży. A było to w czasach, gdy te warzywa nie były bardzo
popularne. Przyszła jesień i dziewczyna powiozła wielkie dyniowe kule na targ, żeby je
sprzedać. Podszedł do niej pewien chłopek– roztropek, co zawsze wysoko głowę nosił, a
ludzie szeptali, że niejednego udało mu się wpuścić w maliny.
– A co żeś ty tu przywiozła? – zagadnął do dziewczyny, niezbyt miłym tonem.
„Czekaj, dam ci nauczkę za twoją zarozumiałość” – pomyślała dziewczyna kładąc ręce na
andaraku i tak mu odpowiada:
– Jak to? Nie wiesz? Przecież to są klacze jaja!
– I niby z tego się wykluje kiziuk? Mały konik? – chłop gębę ze zdziwienia rozdziawił.
– Oczywiście! – prychnęła dziewczyna, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
– To ja chcę to kupić!
– Bardzo proszę. Tylko musisz je sam wysiedzieć. Co najmniej dwa tygodnie posiedzisz na
jajach, a wyjdzie z nich ładny kiziuk. Tylko pamiętaj, nie możesz się ruszyć z miejsca!
Chłop zapłacił dziewczynie dużo złotych monet i, zadowolony, wrócił do domu.
Tam zrobił sobie takie gniazdo z siana, żona przyniosła mu poduszki, żeby było cieplej dla
klaczego jaja. Siedzi chłopina dzień i noc, tydzień i drugi… A żona tylko jedzenie donosi,
derkami okrywa, bo noce chłodne się zrobiły. Minęło czternaście dni, i nic. Cały trzeci tydzień
przeleciał. Dynia ani drgnie. Zdenerwował się chłop, wziął to klacze jajko, poszedł za stodołę i
jak nie ciśnie nim o kamień! Traf chciał, że za kamieniem spał sobie smacznie zając. Jak mu
nad głową dynia wybuchła, przerażony rzucił się w pole. Chłop myślał, że to mały konik
wyskoczył z jajka i uciekł. Jak nie zacznie lamentować!
– Kiziu, kiziu, kiziu! – wołał za nim, ale szarak ani myślał wracać.
Taką to nauczkę dała dziewczyna zarozumiałemu gospodarzowi. Wszyscy
w okolicy się nią zachwycali: że taka zmyślna, gospodarna. Dla wszystkich było jasne, że
kawaler, którego wybierze na męża, będzie miał z nią dobre i dostatnie życie.
Nic dziwnego, że schodzili się chłopcy z całej okolicy, prosić ją o rękę. Szczególnie trzech
kawalerów było upartych. Jeden przychodził do niej
w poniedziałek, drugi we wtorek, a trzeci w środę. I każdy chciał, żeby za niego wyszła. Ale
dziewczyna nie umiała się zdecydować.
„Zobaczymy, który z nich jest najodważniejszy” – pomyślała.
Następnego dnia, gdy odwiedził ją pierwszy z zalotników, powiedziała mu tak:
– Na końcu wsi stoi upuszczona chata – masz tam iść w najbliższy czwartek.
W tej chacie jest trumna. Położysz się w niej i będziesz spokojnie leżał. Jeżeli wytrzymasz do
północy, wyjdę za ciebie. Ale jeżeli się wystraszysz, z nami koniec.
– To dla mnie pestka – zaśmiał się chłopak, i już był gotów dawać na zapowiedzi.
Następnego dnia w domu sprytnej panny zjawił się drugi kawaler. Jemu powiedziała tak:
– Na końcu wsi stoi opuszczona chata – masz tam iść w najbliższy czwartek. Zobaczysz
stojącą w chacie trumnę, a w niej – nieboszczyka. Masz zabrać ze sobą książkę z kantyczkami,
bo będziesz mu i śpiewać pieśni pogrzebowe, do dwunastej w nocy. Jak się nie wystraszysz,
wyjdę za ciebie.
– Możesz już szykować ślubną sukienkę! – zawołał chłopak, bo mu się to wszystko wydało
bardzo łatwe.
Trzeciego dnia w domu dziewczyny zjawił się ostatni kawaler. Dla niego także miała zadanie:
– W ten czwartek przebierzesz się za diabła. Przyprawisz sobie rogi, wysmarujesz twarz
węgielkami z pieca, weźmiesz z obory widły i pójdziesz do tej opuszczonej chaty, co stoi na
końcu wsi. Schowasz się za piecem i posiedzisz tam do dwunastej w nocy. Jeśli się nie
wystraszysz i doczekasz, wyjdę za ciebie.
– No to chyba zamówię od razu wódkę na wesele – uradował się trzeci zalotnik.
I kawalerowie zrobili tak, jak im kazała sprytna dziewczyna. Pierwszy poszedł do chaty i
położył się do trumny. Leży, zamknął oczy i nie rusza się. Na to wszedł drugi, w ręku trzyma
kantyczki. Widzi, że – faktycznie – w trumnie leży nieboszczyk, więc siada za stołem i zaczyna
śpiewać żałobne pieśni. I wtedy do chaty wchodzi ten trzeci. Patrzy: wszystko się zgadza, jest
nieboszczyk, jest kantor. Więc wciska się za piec – ale że miał ze sobą widły, to narobił
hałasu. Zaciekawiony „nieboszczyk” wyjrzał z trumny i zobaczył… diabła za piecem! Ze
strachu o mało naprawdę ducha nie wyzionął, bo pomyślał, że zły przyszedł po jego duszę.
Jak nie wyskoczy z trumny, jak nie zacznie uciekać! Na widok pędzącego umarlaka, „kantor”
krzyknął z przerażenia, a potem wypadł z chaty
i tyle go widzieli. Na koniec i „diabeł” pomyślał, że to wszystko są jakieś szatańskie sztuczki.
On także nie wytrzymał i wziął nogi za pas.
I właśnie wtedy wybiła północ.
– Do żadnego z was nie będę należeć, bo żaden z was nie miał dość odwagi – oświadczyła
sprytna panna.
A potem wyszła za kowala z sąsiedniej wsi, bo miał najładniejsze ślepia i krzepę w rękach.
Już tłumaczymy!
Andarak – wełniana spódnica w pionowe, kolorowe pasy, noszona dawniej na
Suwalszczyźnie i Sokólszczyźnie. Później nazywano tak również spódnice
w jednolitym kolorze. Nazwa pochodzi z języka litewskiego.
Kantyczki – pieśni religijne. Czasem nazywano tak również zbiór kolęd.
Kiziuk – inaczej źrebak.

 

Załącznik nr 7 do Regulaminu
2. Konkursu ilustratorskiego „Bajać na ludowo”
Dzieła literackie w kategorii pierwszej – klasy 5-8 szkół podstawowych:

I
Justyna Bednarek
„Cuda nad Rospudą i inne bajki ludowe.
Podlasie i Suwalszczyzna” (tom II bajek ludowych)
Dobre i złe miejsca nad Biebrzą
Opowiedziała mnie Krystyna Cieśluk (Lipsk)
We wsi Kurianka, niedaleko Lipska, na pagórku, było miejsce mogiłkami zwane. Skąd wzięła
się ta nazwa? Kiedyś znajdował się tam cmentarz, a na cmentarzu stała kapliczka z figurą
Matki Boskiej. Często odprawiano tam msze za zmarłych. A jeszcze częściej ludzie, wracając z
pola, zachodzili, prosić Matkę Najświętszą o opiekę, zdrowie, siły do pracy. Pewnego lata
przyszły nad wieś straszne burze. Waliło piorunami, jakby wszystkie moce piekielne
sprzysięgły się przeciwko biednemu człowiekowi. Kilku mieszkańców wioski popędziło do
kapliczki, błagać Jasną Panienkę o pomoc. Ale gdy byli już blisko, ognisty piorun uderzył w
kapliczkę, a ona zapadła się pod ziemię. Gdy ustał deszcz, mieszkańcy próbowali ją odkopać,
ale kapliczka całkiem zniknęła. Za to spod ziemi zaczęły dochodzić tajemnicze dźwięki. Jakby
pieśni kościelne. Dzieciaki
z Kurianki kładły się tam, z uchem przytulonym do trawy. Babcia Jadwisia – ta co robiła
najlepsze blinczyki – siedziała na ławeczce, różaniec odmawiała,
a tałatajstwo słuchało tych anielskich chórów. I dobrze, przynajmniej głupoty im do głowy nie
przychodziły.
Któregoś dnia babcia wzięła patyk, macha nim sobie, rozgrzebuje ziemię, aż tu nagle – co
widzi? Mały złoty bucik! Wyjęła go, zaniosła do domu, synowi pokazać. Zaraz też syn z
synową pobiegli, i zaczęli kopać we wskazanym miejscu. I co powiecie? Znaleźli jeszcze
krzyżyk, w komplecie do bucika! Od razu oddali oba znaleziska do kościoła. Mówili potem
ludzie, że to był pantofelek Najświętszej Panienki! Na pamiątkę tych niezwykłych wydarzeń
postawiono na wzgórzu wielki krzyż, żeby było wiadomo, że to miejsce pod szczególną boską
opieką.
I zdarzyło się potem, że przyszło do Lipska morowe powietrze. Samo zło w nim: bo jak się go
ktoś nawdychał, zaraz chorował i umierał. Wystarczyło, że otworzył okno na chwilkę, a już
szedł mór do domu i zabierał ludzi. Rano z sąsiadem rozmawiałeś, a wieczorem księdza
trzeba było wołać. Tyle było pogrzebów, że
i dobrodziej nie nadążał z pochówkiem. A czasem nawet bał się wejść do chałupy, żeby i jego
mór nie dosięgnął.
Oj, ciężko było mieszkańcom Lipska. Nic nie pomagało: ani zioła, ani warzywa, ani żadne
znachorskie sztuczki. Aż wreszcie jeden chłop z Lipska, Jan mu było na imię, zwołał
wszystkich mieszkańców i tak mówi:
– Słuchajcie! Mój kum z Kurianki powiedział mi dziś, że jego synok pobiegł na mogiłki i
przyłożył ucho do ziemi. Wtedy usłyszał głos:
– Powiem ci, synoczku, jak morowi zaradzić!
I oto, co mu kazał. My, mężczyźni pojedziem do lasu, znajdziem drzewo dobre. Wszystko w
ciągu jednego dnia, od godziny jak w kościele dzwonio na Anioł Pański, aż do następnego
rana, kiedy znów zadzwonio na Anioł Pański. Wystrugamy ręcznie duży krzyż, razem zbijem,
złożym i przywieziem jego.
Kobietom z kolei nakazał Jan, żeby w tym czasie siedziały w domach. Jedna miała stukać len,
druga – czesać, trzecia – prząść, a czwarta nastawiać krosna, żeby
z tych lnianych nitek szybko utkać ręczniki.
– Ile utkacie, na tyle tym ręcznikiem krzyż otulimy, tak nakazał głos ze świętego miejsca.
Jak postanowili, tak zrobili. A ksiądz już czekał przy wjeździe do Lipska, gdy mężczyźni
przywieźli z lasu ogromny krzyż. Wkopali go w ziemię, kobiety owinęły go lnianymi
ręcznikami. Wielebny mszę odprawił i krzyż poświęcił. Łaska popłynęła przez jego dębowe
ramiona. Mór pomału zaczął ustępować
i spokój powrócił do Lipska.
Ale złe nie lubi, gdy nadto spokojnie jest na świecie.
Były takie miejsca, w których wymykało się ono świętej mocy krzyża. Rozstaje dróg, mostek
na rzeczce, gdzie linia wody krzyżuje się z kruchą kładką przerzuconą z brzegu na brzeg.
Powiadają, że tam gdzie się linie dróg i rzek krzyżują, to też jakby krzyż, ale odwrócony.
Właśnie na takie miejsce trafił Jan, gdy jechał do Augustowa, do młyna po mąkę. Przekroczyć
miał wodę na Wodocieczy, czyli tam, gdzie od Biebrzy oddziela się mała stróżka. Niby płytko,
ale i kamieniście, i ślisko. Bał się trochę, żeby mu koła wozu nie potrzaskały. Zwolnił,
ostrożnie jechał, co chwilę przystawał. Ale gdy tylko stanął – wrony zaczynały nad nim
kołować i krakać, jakby mu naubliżać chciały. I nagle konie ciągnące wóz jak nie zaczną rżeć,
jak nie staną dęba!
W jednej chwili wóz wywróciły.
– Całe szczęście – pomyślał Jan – że pusty. A wrony tylko zakrakały głośniej – jakby się
wyśmiewały z wypadku – i odleciały.
– No nic – pomyślał Jan. Jeśli się coś raz wydarzy, to można to uznać za przypadek.
Parę godzin później wracał z wozem wyładowanym mąką. Dojechał do tego samego mostku i
znów słyszy krakanie wron.
– A idźcie wy, czarownice – mruknął do siebie, gotowy jechać dalej. I wtedy, jak na komendę,
oba konie zarżały i stanęły dęba. Drugi raz wóz się wywrócił, a mąka wylądowała w wodzie.
– Matko Boska, ratuj! – jęknął Jan, który całe pieniądze wydał na zapas mąki.
I wtedy, na całe jego szczęście, wyszedł z lasu Stasiek, znajomek z Lipska. Zobaczył co się
stało, pobiegł szybko wezwać sąsiada z furmanką, żeby wóz podnieść i mąkę pozbierać.
Mówili potem, że gdy wracali do Jaśka, to już nie tylko wrony krakały, ale i wilki wyły, psy
szczekały. I słychać było diabelski chichot, od licha, co się między krzakami kryło.
– Ratuj, Panie Boże! Jeśli wyjdziem z tego cało, to już tą drogą nigdy nie pojedziem! –
obiecywał Jan, wzywając boskiej pomocy.
I jak powiedział, tak zrobił. Więcej tamtędy ani Jan, ani Stasiek nie jeździli.
A gdy ich kto pytał, to mówili na Wodocieczy zawsze jest diabelskie wesele i że człowiekowi
lepiej kroczyć jasną stroną, pod boską opieką, niż ciemną ścieżką, gdzie czart się śmieje.
Nawet jeśli ta ciemna wiedzie na skróty.
Już tłumaczymy!
Blinczyki – drożdżowe naleśniki, często z mąki gryczanej, szczególnie popularne w kuchni
Słowian wschodnich. Można je jeść na słodko lub na słono, z różnymi dodatkami: śmietaną,
konfiturami.
Morowe powietrze – dawniej nazywano tak epidemie ciężkich chorób, na które nie znano
lekarstwa.
Nastawianie krosna – przygotowywanie krosna do tkania: nawijanie i naciąganie nici osnowy,
przeciąganie przez nicielnice i płochę.
Otrzepywanie, międlenie i czesanie lnu – zebrane i wysuszone łodygi lnu trzeba było
połamać na urządzeniu zwanym międlicą i wytrzepać specjalną deseczką – mieczykiem, żeby
pozbyć się z włókna kawałków łodygi. Tak oczyszczony len czesano na szczotkach, aby
otrzymać gładkie i długie włókno.

II
Joanna Papuzińska
„Cudowne lekarstwo i inne bajki ludowe. Podkarpacie” (tom I bajek ludowych)
O czym dudni woda w studni
Opowiedziała mnie Stefania Buda
Pewien wdowiec miał córkę, Hanusię. Żona mu zmarła, więc sami tylko byli na świecie.
Troszczył się ojciec o Hanusię, doglądał jej czule, aż wyrosła na piękną i mądrą pannę. Teraz
już i ona potrafiła zatroszczyć się o ojca, pomagała mu w gospodarstwie, jak umiała. Izbę do
czysta zamiotła, wodę ze studni przyniosła, nagotowała zupy na obiad. Dobrze im się razem
żyło. Ale w miarę upływu czasu sąsiedzi coraz częściej namawiali ojca, żeby się ponownie
ożenił.
— A co będzie, jak córka za mąż pójdzie, w świat za mężem powędruje, a ty na stare lata
sam zostaniesz? Lepiej zawczasu o tym pomyśleć!
I tak mu tłumaczyli, namawiali, aż w końcu go przekonali. Ożenił się wdowiec z kobietą z
sąsiedztwa, co też była wdową i również miała córkę — Zosię. No i wszystko miało być
pięknie ładnie, ale jakoś nie za bardzo im się układało. Hanusia po dawnemu była we
wszystkim pomocna, ale Zośka całymi dniami przed lusterkiem siedziała, włosy czesała to na
lewo, a to na prawo, to w warkocz, a to znów w kok, zmieniała stroje po sto razy na dzień i
wciąż wołała o nowe:
— Nie chcę czarnych bucików, kupcie mi czerwone!
— Brzydka ta chustka stara, nową mi kupcie!
— Potrzebuję korale prawdziwe, a nie jakieś tam szklane paciorki!
Pracy żadnej nie dotknęła, bo jak mówiła, białe rączki od niej ciemnieją. I tak jej schodziły
dnie całe. A sąsiedzi widząc, jak Hanusia się krząta, a Zośka tylko złości się i krzyki jej
słychać na pół wsi, chwalili tę pierwszą, a obgadywali drugą.
Z tego wynikały jeszcze gorsze gniewy i kłótnie. Zazdrość, pretensje wszelkie. Ale przyszła
zima surowa, przykryła wszystko śniegiem i lodem. Najgorsza ślizgawica powstała koło
studzienki, z której trzeba było wodę brać. Co się tam trochę wody z wiaderka wychlapie, to
zaraz zamarza, w końcu studzienka oblodzona była prawie aż po brzeg cembrowiny, z
trudem można było przy niej ustać.
Kiedy więc Hanusia szła do studni po wodę, ojciec zawołał do żony:
— A niechby tam i Zosia z nią poszła, to jej pomoże,żeby się czasem
nie poślizgnęła i nie upadła!
— Ano, idźz nią, córeczko! — mówi matka do Zosi.
No i poszły obie. Ale zaledwie Hanusia pochyliła się nad cembrowiną — Zośka ją
popchnęła izepchnęła w głąb studni. Zawróciła zaraz niedobra dziewczyna do chaty z
płaczem udawanym:
— Oj, matko, ojcze! Nieszczęście! Hania wleciała do studni!
Nie dałam rady jej utrzymać! A tymczasem Hanusia spada w dół. Ani się czego tu złapać, ani
się zatrzymać, studnia głęboka, ściany oblodzone, mokre, śliskie. Nie myślała, że to tak głęboko
być może, kiedy co dzień wodę brała do wiaderka…
— O, mój Boże, dokąd to ja dolecę? Chyba aż do samego środka ziemi! — myśli Hańcia, a
ściany studni tylko migają jej przed oczami.
Nagle stopa jej dotknęła jakby jakiejś półki czy schodka i dziewczynka zatrzymała się. Patrzy —
a tu przed nią jakby drzwiczki jakieś, ledwie widoczne, a w nich jakby klamka czy skobel. Za
klamkę złapała, popchnęła i otworzył się przed nią korytarz, a w nim światełko miga.
Śmiało poszła przed siebie, w stronę światła i za chwilę znalazła się w komnacie bogatej. Były w
niej piękne szafy i stoły, a w fotelu siedział pan stary, w ozdobnych szatach, z brodą srebrzystą.
— A kto tu chodzi? — spytał pan. — Podejdź bliżej, żebym cię zobaczył! Jak ci na imię?
— Hanusia!
— A jak matce twojej? — pyta jeszcze pan stary.
— Matce mojej było Marysia, ale ona umarła, teraz mam macochę…
— No, to jak masz macochę, to chyba ci się tak bardzo nie spieszy do domu. Wezmę cię na
służbę!
— Tak, panie — odrzekła Hanusia — ale ja mam jeszcze ojca bardzo kochanego i on będzie
tęsknił za mną.
— Tak zrobimy — mówi pan. — Będziesz mi tu usługiwać, sprzątać, zamiatać, a dobrze się
rozglądaj, żeby znaleźć perłowe guziki od mojego żupana, co mi się gdzieś zgubiły. Dwanaście
ich było. Jak mi je znajdziesz i przyszyjesz, to cię sowicie wynagrodzę i do ojca wrócisz.
I została Hania na służbie u starego pana. Posługiwała mu, sprzątała pokoje i wciąż szukała
perłowych guzików od żupana. Zaglądała w każdy kącik i zakamarek najmniejszy, w każdą
szparkę, ale nigdzie ich nie było.
— Gdzieś się musiały potoczyć… — myślała.
Wyprzątała jednego razu ten korytarz, przez który do starego pana weszła. Wspomniała ojca
swego, swoje dawne życie w rodzinnej chacie, zatęskniła, westchnęła:
— Oo mój tato kochany, czy ja zobaczę cię jeszcze? Czy i ty myślisz czasami o mnie?
Jakaś kropla kapnęła z góry na nią, na podłogę spadła i toczy się. Perłowym połyskiem
błysnęła. Patrzy Hania uważnie, rękę do kropelki wyciąga, chwyta — a to nie wodę, ale
guziczek perłowy ma w garści! Biegnie uradowana do komnaty i guziczek pokazuje:
— Znalazłam, panie, jeden guziczek! Czy dobry będzie?
— Dobry — mówi pan — a teraz szukaj dalej! Musi ich być dwanaście, pamiętaj.
Nie tak łatwo to przyszło Hańci wszystkie guziki odnaleźć. Wiele dni minęło. Ale udało się w
końcu. Niesie wszystkie te perełki na pokoje i swemu panu
pokazuje.
— Czy na pewno dobrze policzyłaś? — pyta jej pan.
— O, tak, jaśnie panie, policzyłam dobrze, już na pewno jest dwanaście! Proszę tylko
powiedzieć, gdzie je trzeba przyszyć.
— Tam, w głębi szafy, znajdziesz żupan bielutki. Przyszyj do niego guziki i będzie już koniec
twojej służby.
Jak się stać miało, tak się stało. A pan Hanusi za wierną służbę podziękował i dał jej do ręki
klucz ozdobny.
— Idź tam do tych drzwi na prawo i otwórz je. A potem ten klucz każde drzwi ci będzie
otwierał, aż cię na świat wyprowadzi. Ale jeszcze za chwilę, musisz jeszcze ubrać się pięknie, a
stare stroje wyrzucić.
Klasnął pan w ręce i zaraz służki przybiegły, zabrały podartą sukienczynę Hani, pięknie ją
ubrały, uczesały, wstążki w warkoczach zawiązały, nowe buciki przyniosły.
— No, teraz to piękna z ciebie panna, można cię w świat wypuścić! — powiedział pan i znakiem
krzyża ją przeżegnał na drogę.
Ruszyła Hania do drzwi, z klucza otworzyła, a tam znowu drzwi nowe. Tak szła dalej, to w
prawą, to w lewą stronę skręcając, aż w końcu drzwi ostatnie otwarła. A tu lipy pachną,
słońce przez listki przeziera, pszczoły po swojemu gadają, powietrze świeże, aż w głowie jej
szumi. A tu ludzie dokoła uśmiechnięci, kłaniają się jej, a wystrojony jakiś — minister czy
szambelan, królową ją nazywa i o życzenia pyta. A tu dwór przed nią czy pałac jakiś bogaty…
— Jedno mam tylko życzenie — mówi dziewczyna — do ojca jechać chcę!
Zajechał zaraz powóz wytworny z woźnicą, Hania wsiada i jedzie. Podjechali pod ich starą
chatę, patrzy Hania — przed drzwiami ojciec stoi i oczy na drogę wypatruje, a w środku zgiełk
jakiś — to macocha z Zośką się sprzeczają.
Choć tak odmieniona była Hania po swojej służbie, ojciec ją od razu poznał, a gdy podeszła —
do serca ją przytulił. Opowiedziała im dziewczyna swoją historię, od chwili jak do studni
wpadła, ale o nic Zośki nie oskarżyła, bo nie wiedziała nawet, kto to zawinił, że się tam znalazła.
Zresztą, gdyby nawet podejrzenia jej jakieś po głowie się błąkały, po cóż to było teraz
roztrząsać, skoro wszystko tak dobrze się skończyło? Chciała tylko ojca ze sobą zabrać do
swoich włości, ale on nie zgadzał się za nic.
— Tu urodziłem się i tu umrę, córeczko! A ty żyj własnym życiem.
Gdy tak sobie gawędzili czule, macocha powiada do córki:
— Chodź, Zośka! Wody przynieść trzeba!
I poszły obie po wodę, a po drodze macocha córce tłumaczy:
— Musisz i ty, Zośka, na służbę do tego starucha pójść. Nie jesteś przecie głupsza od Hanki,
niech on i ciebie bogaczką uczyni. Będziesz miała wszystko!
Zośka jeszcze coś tam marudziła, grymasiła, namyślała się, ale gdy tylko do cembrowiny
podeszły, matka — łups ją w plecy! I do studni zepchnęła.
— Już ja wiem, co dla ciebie najlepsze! — zawołała.
I tak znalazła się Zośka w studni i na służbę poszła. A że była leniwa i kłótliwa i że w dodatku
nikt nie płakał za nią, to po dziś dzień tam siedzi.
Nie wierzycie? No to stańcie nad tą studnią i zawołajcie ją:
— Zooośka! Zooośka!
A ona wam odpowie:
— Ohoho ho! Ohoho ho!
Już tłumaczymy!
Cembrowina – obudowa studni zrobiona z drewna lub kamieni. Potocznie na cembrowinę
mówi się po prostu studnia, gdy właściwą studnią jest otwór w ziemi umożliwiający czerpanie
wody.
Izba – pomieszczenie mieszkalne w chałupie (domu drewnianym). W izbie mieszkali
gospodarze z dziećmi, modlono się w niej, gotowano jedzenie oraz przyjmowano gości.
Skobel – rodzaj zamknięcia do drzwi, używany do dziś.
Szambelan – urzędnik dworski odpowiedzialny za komfort króla oraz przyjmowanie gości.
Żupan – męska, długa suknia szlachecka. Po żupanie można było poznać z kim ma
się do czynienia. Biedna szlachta nosiła żupany z lnu i wełny w naturalnym
kolorze, stąd mówiono o nich „szaraczki”. Bogatsza z materiałów barwionych, często
wzbogaconych wstawkami ze szlachetnych materiałów. Bardzo bogata z jedwabiu w
fantazyjnych kolorach. Najdroższe były żupany czerwone. Nosiła je magnateria, od ich barwy
nazywana „karmazynami”.

III
Bajki ludowe dla dzieci
Tom III: Wielkopolska
Autorka: Marta Guśniowska
O dwóch Braciach
Opowiedziała mnie Anna Chuda, Domachowo
Było sobie dwóch braci, podobnych do siebie jak dwie krople wody. Obaj byli dobrzy
i mądrzy, z tą tylko różnicą, że Jasiu troszeczkę bardziej ufał sercu, a Kaziu rozumowi.
Mieszkali wraz z Ojcem, Drwalem, w chatynce pod lasem. Któregoś dnia Drwal oznajmił Im, że
się zakochał i że się żeni. Niestety Macocha nie przepadała za swoimi pasierbami i wciąż
wymyślała jakiś sposób, żeby się ich pozbyć. Aż wreszcie dopięła swego.
– Chłopcy! – zawołała – Zanieście Ojcu drugie śniadanie, bo zapomniał wziąć!
I chłopcy poszli do Drwala do Lasu, a wtedy Macocha, która tak naprawdę była przebraną
Wiedźmą, rzuciła zaklęcie, które poplątało wszystkie leśne drogi, żeby nie mogli już wrócić do
Domu. Błąkali się po lesie i błąkali kilka dni! Aż wreszcie głodni i zmęczeni trafili do chatki
Leśniczego. Leśniczy był dobry człowiekiem, toteż zaopiekował się chłopcami i zaproponował,
że u Niego zostali, albowiem On i Jego Żona nie mieli własnych dzieci, choć zawsze bardzo tego
chcieli.
Chłopcy zgodzili się i odtąd mieszkali w Leśniczówce. Mijały lata, aż wreszcie wyrośli z nich
przystojni młodzi Mężczyźni.
– Czas nam wyruszyć w drogę – powiedział Kazio – Poznać świat.
– Ale wrócimy tu do Was. – zapewnił Jasiu, bo smutno było się żegnać.
Jak powiedzieli tak też zrobili: ruszyli w świat! Początkowo szli razem, ramię w ramię, lecz gdy
dotarli na rozstaj dróg obaj zapragnęli iść w przeciwną stronę. Postanowili że się rozdzielą, ale
spotkają się tu za rok. Stało tam stare grube drzewo, więc wbili w nie swoje sztylety: jeśli za
rok któregoś z nich tu nie będzie, drugi niech spojrzy na jego sztylet. I jeśli sztylet będzie lśniący
i czysty, to znaczy, że wszystko u Niego dobrze. Lecz jeśli będzie pokryty rdzą:
to znaczy, że coś się stało niedobrego.
I tak Jasio poszedł w lewą stronę, a Kazio w prawą.
Szedł Jasio i szedł i szedł, aż wreszcie doszedł do pięknego Zamku. Ukłonił się nisko strażnikowi
i spytał, czy mógłby w Zamku spędzić noc.
– Zapytam mojej Pani. – odparł Strażnik i zniknął. Po chwili pojawił się z przepiękną Młodą
dziedziczką, Jaremiką. Gdy tylko zobaczyła Jasia od razu się w Nim zakochała. Zgodziła się Go
ugościć, na co Jasio się bardzo ucieszył, albowiem również się w niej zakochał. Został więc
dłużej niż na jedną noc i jako że z dnia na dzień zakochiwali się w sobie jeszcze bardziej,
postanowili się pobrać. Wesele było huczne i wspaniałe i tylko Jasio żałował, że nie było na im
Jego brata, Kazia. Była za to siostra Jareniki, równie piękna i dobra, jak Ona, dlatego Jasio
zapragnął, żeby została żoną jego Brata. Gdy minął rok Jasio pożegnał się z Jaremiką i ruszył na
rozstaj dróg, spotkać się z Kaziem i opowiedzieć Mu, jaką wspaniałą żonę Mu znalazł.
Po drodze spotkał Staruszkę, siedzącą na kamieniu:
– Poratowałbyś starowinkę jakimś groszem… – poprosiła Staruszka, na co Jasio wyciągnął
z sakiewki złotą monetę i już chciał ją rzucić, kiedy Staruszka powiedziała – Tylko nie rzucaj! Bo
stara jestem, niedowidzę, nie złapię, nie znajdę… Zejdź z konia i daj mi monetę do ręki.
Posłuchał Jasio staruszki, bo zwykle się sercem kierował, zszedł z konia i podał monetę
Staruszce, a wtedy Staruszka złapała Go za rękę i przemieniła w kamień!
– Ha, ha! – zaśmiała się Staruszka. Była to bowiem przebrana Wiedźma, ta, która wyszła za Ich
Ojca, Drwala, i którą Drwal wyrzucił z Domu, bo zorientował się kim naprawdę jest.
Tymczasem Kazio wrócił na rozstaj dróg, rozgląda się, ale Brata nie widzi. Zerknął na sztylet, a
tam ostrze całe w rudej rdzy!
– Na pewno coś niedobrego spotkało Jaśka! – zakrzyknął i ruszył Mu na ratunek.
Szedł tą samą drogą, co wcześniej Jasko, więc już niebawem dotarł do Zamku. Powitał Go
Stróż:
– Nasz Pan wrócił! – zakrzyknął. I nic dziwnego, bo bracia byli identyczni.
Ucieszyła się wielce Jaremika, która już oczy wypłakała za swym ukochany mężem. Już prawie
rzuciła Mu się w ramiona, lecz zatrzymała się w ostatniej chwili:
– To nie mój mąż. – powiedziała – To nie mój Jasio. – bo chociaż obaj byli identyczni z wyglądu,
to jednak serce od razu pozna ukochanego.
Ruszył więc Kazio w dalszą drogę. Po drodze spotkał Staruszkę, siedzącą na kamieniu:
– Poratowałbyś starowinkę jakimś groszem… – poprosiła Staruszka, na co Kazio wyciągnął
z sakiewki złotą monetę i już chciał ją rzucić, kiedy Staruszka powiedziała – Tylko nie rzucaj! Bo
stara jestem, niedowidzę, nie złapię, nie znajdę… Zejdź z konia i daj mi monetę do ręki.
Nie posłuchał jednak Kazio Staruszki, bo zwykle się rozumiem kierował: rzucił monetę w Jej
stronę. Staruszka złapała ją i wtedy moneta przemieniła się w kamień.
– A niech to! – zakrzyknęła Wiedźma i rzuciła się na Kazia, ale ten się szybko odsunął, na skutek
czego Wiedźma upadła i rozbiwszy sobie głowę o kamień padła nieżywa. A los chciał, że był to
kamień, w który zamieniła Jasia. Szczęśliwie czar prysł – razem z Wiedźmą – i Jasio powrócił
do dawnej postaci.
– Kaziu! – ucieszył się na widok brata.
– Jasiu! – zakrzyknął Kazio i obaj serdecznie się uściskali. A potem wrócili do Zamku, gdzie
Kazio poznał siostrę Jaremiki, w której, rzecz jasna, od razu się zakochał. Wesele było huczne
i wspaniałe: i zaprosili na nie Drwala i Leśniczego z Żoną. A potem wszyscy razem zamieszkali
w Zamku, który był wielki, jak serce Jasia, i tak jak ono pomieścił w sobie wszystkich bliskich.
Jasio i Kazio rządzili na zamku dobrze i mądrze: tam, gdzie potrzeba było rozumu, tam
sprawę rozsądzał Kazio, a tam, gdzie serca – Jasio. I idealnie się uzupełniali.
IV
Joanna Papuzińska
„Cudowne lekarstwo i inne bajki ludowe. Podkarpacie” (tom I bajek ludowych)
O zapadłej karczmie
Opowiedziała mnie Stefania Buda
Przed dawnymi laty ta wieś, co dziś się nazywa Boguchwała, nosiła inną nazwę. Zwano ją
Pietraszewice, od imienia jednego z jej właścicieli. I była też w tej wsi karczma, ale jak się
nazywała, to nikt nie pamiętał, bo wszyscy nazywali ją przeklętą, albo „Pod Antychrystem”, a
to dlatego, że straszne się w niej działy bezeceństwa i zbrodnie. Niejeden podróżny, co do
karczmy na nocleg zajechał, żywy już z niej nie wyszedł. A powiadali, że nie tylko podli ludzie,
ale też i siły nieczyste tam przebywały, diabły, wiedźmy i demony urządzały tam nieraz swoje
hulanki i pikniki. Toteż nieraz dobiegały z karczmy hałasy, krzyki jakieś i wycia potępieńcze. A
kiedy odzywał się dzwon z kościoła, co stał niedaleko od karczmy, wcale te straszne odgłosy
nie cichły, przeciwnie, jeszcze głośniej coś tam się łomotało i tłukło! Pewnego razu zatrzymał
się w tej karczmie wędrowiec jadący z daleka. Tu bowiem, z biegiem Wisłoka, przechodziły
szlaki handlowe prowadzące aż na Węgry i dalej na południe. Podróżny nic nie wiedział o złej
sławie karczmy, bo przecież z daleka przybył. Toteż izbę na nocleg wynajął, a że był
człowiekiem pobożnym, zaraz gdy tylko rękawice ściągnął i miecz odpasał, uklęknął do
pacierza, aby za drogę szczęśliwie dotąd przebytą Bogu podziękować. Jednak ledwo
modlitwę rozpoczął, ściany się zatrzęsły, huknęło coś wokół, że aż zadrżał podróżny ze
strachu
— Ratuj mnie, Panie Boże! — zawołał.
I usłyszał głos z wysoka:
— Zbieraj się czym prędzej, siadaj na konia i uciekaj stąd!
Wybiegł podróżny z karczmy, na swego konia wskoczył i w popłochu na wschód popędził. A
od zachodu niebo sczerniało, wielkimi chmurzyskami się zaniosło. Chmury walą o siebie
pękatymi brzuchami, grzmi, pioruny tłuką jeden za drugim. Pędzi więc podróżny, konia
pogania, żeby przed tą burzą umknąć.
Ale nagle, w jednej chwili, wszystko ucichło. Rozgląda się wokół, niebo czyste, żadnych
chmur nie ma, nawet słońce świeci. Już po burzy. Odetchnął podróżny z ulgą, uspokoił się i
wtedy przypomniał sobie, że w karczmie na stole zostawił swoje rękawice i miecz. Zawrócił
więc konia i ruszył z powrotem do Pietraszówki, żeby je zabrać. Dojeżdża do wsi, a tu ani
karczmy, ani kościoła nie ma, tylko woda wielka wokół. Rzeka Wisłok wylała potężnie, pędzą
wzburzone fale i nagle — cóż widzi? Z prądem niesiony na wodzie płynie stół z karczmy, a na
blacie leżą jego rękawice i miecz! Zrozumiał podróżny, że i on sam byłby w kipieli wodnej
zginął, gdyby go głos Boga w porę nie uratował. Przeżegnał się więc tylko pobożnie i w dalszą
drogę ruszył.
Od tego zdarzenia minęły długie lata. Wisłok powrócił z wolna do swego dawnego koryta,
rozlewisko trzciną i sitowiem zarosło, kościół ludzie odbudowali niedaleko na wzgórzu
Pewnego dnia świniarka, która pasła świnie na łące, zobaczyła, że jedna z jej podopiecznych
odłączyła się od stadka i coś tam wygrzebuje na rozlewisku. Pobiegła więc za nią i patrzy, a tu
z błota i sitowia jakiś kształt się odsłonił, coś jakby kociołek jakiś czy rondel?
Zaciekawiona, przyniosła wody z Wisłoka, zaczęła ten dziwny kształt polewać, trawą i
sitowiem czyścić, patykiem oskrobywać. Kawałek tylko udało jej się odkryć i od razu poznała,
że to nie garnek żaden, tylko dzwon w błocie zagrzebany leży! Pobiegła więc do wsi i ludzi
zwołała. Przybiegli chłopi, co niedaleko na polu pracowali, i z ciekawością dzwon oglądają,
próbują go z błota wydobyć. Ale gdzie tam! Dzwon ani drgnie!
— Do kościoła trzeba pobiec, proboszcza zawołać! — radzi jeden.
— Oj, obędzie się bez proboszcza, sami poradzimy! — woła inny.
A był to spryciarz jakiś, co miał nadzieję dzwon dla siebie wyciągnąć i za dobre pieniądze go
sprzedać. Sprowadził więc zaraz wóz i parę mocnych koni, dzwon za ucho liną przywiązał i
zabrał się go wyciągać. Ale choć konie ciągnęły z całych sił, zapierając się kopytami, a jeszcze
chłop je batem ponaglał, dzwon tkwił dalej w błocie jak zamurowany i nie dał się ruszyć ani
odrobinę.
— Czekaj no, jak żeś taki uparty, to ja ci też pokażę! — mruknął gospodarz i sprowadził ze wsi
jeszcze dwa konie. Teraz już czwórka koni z całą mocą ciągnęła linę, aż ta w końcu — trach!
Zerwała się. Konie wyrwały naprzód, przewracając i ciągnąc za sobą woźnicę, a dzwon nawet
nie drgnął. No cóż, trzeba było zatem pójść po proboszcza. Przyszedł ksiądz proboszcz z
organistą, dzwon przeżegnał, wodą święconą pokropił i mówi do organisty:
— Spróbuj teraz, z Bożą pomocą!
Chwycił organista dzwon za ucho, a dzwon, jakby sam tego chciał, lekko z ziemi wyskoczył. I
tak łatwo organista go podniósł, że nawet drugiej ręki nie musiał użyć. Załadowali dzwon na
wózek, powieźli do kościoła i zawiesili na dzwonnicy. Od tej pory złowrogie moce opuściły już
Pietraszówkę, a mieszkańcy na pamiątkę tego zdarzenia nazwali swoją wieś Boguchwała i tę
nazwę nosi ona po dziś dzień.
A kto uważnie słucha głosu kościelnego dzwonu, usłyszeć może takie słowa:
Bim-bam-bom,
Boguchwalski dzwon!
Świnia mnie wyryła,
panna mnie umyła,
organista wziął!
Już tłumaczymy!
Antychryst – określenie diabła.
Demony, diabły i wiedźmy – mityczne złe istoty mające wodzić na pokuszenie
uczciwych ludzi. Wzbudzały strach i obrzydzenie, ale również fascynację.
W folklorze obecne do dziś.
Hulanka – dobra zabawa z tańcami i muzyką graną przez kapelę. Popularna nazwa dla
karczmy.
Rozlewisko – miejsce, gdzie woda z rzeki wylewa się poza jej główny nurt. Rozlewiska
występują naturalnie w dolnym biegu rzeki.
Sitowie – gęsta roślinność na brzegu rzeki i jeziora.
Świniarka/Świniopas – niegdyś zajęcie młodzieży wiejskiej polegające na pilnowaniu pasącej
się trzody chlewnej. Dawniej świnie pasły się w lesie, niezbędna była osoba do pilnowania
stada przed zgubieniem się i atakami dzikich zwierząt

Komentarze zablokowane.